W polskiej blogosferze znajdują się prawdziwe perły – miejsca, gdzie autorzy przekazują ogrom wiedzy i stanowią prawdziwe wsparcie dla czytelników. Do takich miejsc należy blog www.doktorania.pl, Anna Makowska, doktor nauk farmaceutycznych, edukuje, jak zdrowo i dobrze jeść. Dziś specjalnie dla nas odpowiada na pytania, w jaki sposób odpowiednia dieta może wpłynąć na okrpłodność.
Nie od dziś wiadomo, że to, co jemy wpływa zarówno na nasze zdrowie, jak i psychikę. Wciąż jednak pokutuje myślenie, że jak dieta – to tylko odchudzająca, a co za tym idzie – codzienne jedzenie często jest byle jakie, przypadkowe, kupione po drodze z pracy.
„Jemy za dużo i za słodko. Czasem wystarczy ograniczyć spożycie pewnych produktów lub zastąpić je innymi, aby czuć się lepiej we własnym ciele i być może spełnić swoje marzenia o dziecku” – tłumaczy nam Anna Makowska.
Jest pani doktorem nauk farmaceutycznych, pedagogiem. Obecnie studiuje pani również dietetykę. Lubi pani „wnikać” w głąb produktów spożywczych i rozbierać je na czynniki pierwsze?
Anna Makowska : Tak, to dla mnie oczywista czynność – sprawdzam, co jest w składzie, bo nie lubię kupować kota w worku. Dla mnie zwracanie uwagi na to, co jem, nie jest przykrą koniecznością, tylko jednym z podstawowych elementów dbałości o zdrowie i dobre samopoczucie.
Pomaga pani zmieniać ludziom złe nawyki żywieniowe. Jest z nami bardzo źle?
Nie chciałabym generalizować, ale to, co łączy większość osób, które źle się odżywiają, to zbyt duża ilość spożywanych cukrów prostych i za wysoka kaloryczność posiłków. Obydwie wartości są najczęściej niedostosowane do trybu życia i zapotrzebowania organizmu. Jemy za dużo i za słodko, często zupełnie nieświadomie.
Czy to, co jemy, pijemy ma wpływ na naszą płodność? Chodzi mi tu zarówno o kobiety, jak i mężczyzn.
Niezależnie od płci – to, co jemy, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Wiele osób, w tym lekarzy, bagatelizuje udział diety w walce z pewnymi chorobami, nie rozumiem takiego podejścia. Przecież nie od dziś wiadomo, że problemy takie jak otyłość czy insulinooporność – często wynikające z nieprawidłowych nawyków żywieniowych – mają ogromny wpływ na płodność kobiety, ale również (o czym nie wszyscy pamiętają) płodność mężczyzny.
Dieta to jeden z podstawowych elementów walki z niepłodnością.
W takim razie jakie produkty powinniśmy jeść, aby poprawić naszą płodność? Co powinno znaleźć się na talerzu kogoś, kto chce zadbać o gospodarkę hormonalną czy jakość jajeczek oraz nasienia?
Myślę, że na początek warto zmniejszyć udział cukrów (glukoza, fruktoza, cukier, syropy cukrowe itd.) w diecie. Warto zadbać o obecność wartościowych tłuszczów (np. ryby, orzechy, pestki itp.), zwłaszcza z grupy WNKT, czyli składników niezbędnych w naszej diecie, o których obecności wiele osób nie pamięta.
Jeśli dodamy do tego unikanie substancji sztucznych oraz żywności typu fast food, a w zamian wzbogacimy naszą dietę o nasiona, kasze i przede wszystkim warzywa (do każdego posiłku) – uzyskamy prostą receptę na dietę wspomagającą płodność kobiety i mężczyzny.
A co z suplementami diety – takimi z apteki? Wierzyć czy nie wierzyć w ich działanie?
Suplementy to dość trudny temat. Nie chciałabym jednoznacznie wypowiadać się, wrzucając wszystkie produkty do jednego worka. Myślę, że to zależy od producenta – jeśli jest uczciwy i w opakowaniu znajdziemy produkt wysokiej jakości – czemu nie spróbować? Jeśli jest nastawiony wyłącznie na zysk lub nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji – w kapsułce może być równie dobrze laktoza i tyle.
W takim razie może zioła? Czy może pani polecić jakieś zioła, które można śmiało zażywać przy staraniach o dziecko, które rzeczywiście mogą mieć pozytywny wpływ na płodność?
Zioła rzeczywiście są fajną alternatywą lub dodatkiem do standardowej terapii, ale warto być ostrożnym i nie szaleć z samodzielnym dobieraniem surowców leczniczych.
Nie wszystkie zioła są odpowiednie dla kobiet w ciąży, co również świadczy o dużej sile ziołolecznictwa. Jestem daleka od masowego polecania ziół – to musi być dobór indywidualny, zależny od parametrów zdrowotnych w tym hormonalnych itd.
To, że komuś pomógł np. niepokalanek, nie oznacza, że innej kobiecie też pomoże, a wręcz może zaszkodzić.
To podobnie jak z kosmetykami. I wcale nie zbaczamy z tematu, bo to, z czego składają się nasze ulubione balsamy, to także w pewnym sensie rodzaj pokarmu dla ciała. Pytanie – czy to również może wpływać na płodność?
Skóra ma powierzchnię ok. 1,5 m2, więc jest dość istotne, co w nią wsmarowujemy, jeśli robimy to codziennie. Warto czytać skład, sprawdzać, czy kosmetyk jest odpowiedni dla skóry wrażliwej.
Jeśli mam być szczera – starając się o dziecko, używałabym kosmetyków naturalnych (np. oleje) lub o prostym składzie, przeznaczonych dla kobiet w ciąży i karmiących lub po prostu dziecięcych.
Dodatkowo, są preparaty wręcz niewskazane w okresie okołokoncepcyjnym, takim kosmetykiem jest np. krem z retinolem (zakazany dla kobiet w ciąży).
Na co szczególnie powinniśmy zwracać uwagę przy czytaniu składu danego produktu?
Skład zawsze podany jest na opakowaniu. W wyjątkowych sytuacjach skład dostępny jest do wglądu u sprzedawcy lub na stronie internetowej producenta. Warto sprawdzać zawartość cukru w tabeli wartości odżywczych. Jeśli nie znamy jakiegoś składnika lub widzimy oznaczenie 'konserwant’, 'substancja konserwująca’ – w miarę możliwości w ogóle nie kupujmy takich produktów. Im krótszy i prostszy skład, tym lepiej!
A jakich produktów powinniśmy unikać przy staraniu się o dziecko?
Zdecydowanie na pierwszym miejscu postawiłabym ograniczenie spożycia cukru. Ważna jest też eliminacja spożycia nadmiaru dodatków do żywności oraz tłuszczów trans (utwardzone oleje). Gazowane napoje, napoje udające soki, tony słodyczy, ale też teoretycznie niegroźne jogurty owocowe, słodzone serki, pieczywo słabej jakości, margaryny, udające zdrowe płatki śniadaniowe itp. powinny być zdecydowanie na szarym końcu naszej listy zakupów.
Przywrócenie równowagi hormonalnej jest często kluczowym elementem w walce o płodność, o czym na pewno wiele osób wie, ale nie każdy pamięta, że nadmiar cukru i sztucznych poprawiaczy może tę równowagę łatwo zniszczyć.
Prowadzi pani bloga doktorania.pl, na którym pomaga pani zmieniać ludziom złe nawyki żywieniowe, wyjaśnia trudne zagadnienia spożywcze i farmaceutyczne, demaskuje sztuczki marketingowe oraz zadaje niewygodne pytania producentom. Od czego to się zaczęło?
Jak w wielu przypadkach wszystko zaczęło się od moich problemów zdrowotnych, ale jeszcze wtedy nie myślałam o tym, że będę prowadziła bloga. Na jednym ze spotkań z przyjaciółmi ktoś zasugerował, że mogłabym podzielić się swoją wiedzą z innymi. W ten sposób najpierw powstał blog na bezpłatnej platformie, ale szybko przeniosłam się „na swoje”, bo denerwowały mnie bez przerwy wyskakujące reklamy. Obecnie oprócz bloga można obserwować mnie na Facebooku, Instagramie oraz Snapchacie – na każdym kanale jest trochę inna treść, dla urozmaicenia. Tak jak urozmaicona powinna być nasza dieta.